Przybyła tu, wędrując z Gór Smoczego Oddechu. Właściwie nie zwróciła uwagi na tą nazwę, dopóki wilk imieniem Skillet nie spytał się, czy przypadkiem nie widziała przelatującej tamtędy dzikiej bestii. Pokręciła łbem. Cóż za głupota, smoki przecież nie istnieją, prawda? Mimo dużej wyobraźni wiedziała, że trzeba twardo stąpać po ziemi.
A jeśli już o tym mowa, ziemia po której teraz stąpała była sucha i jakby... ciepła. Drobny żwir wbijał się jej w poduszki, a ostrzejsze kawałki przecinały je delikatnie. Nie zwracała jednak uwagi na szczypanie. Jej uwagę przykuły niezwykłe formacje skalne, który w tym momencie ją otaczały. Gdyby wadera wiedziała, że coś takiego istnieje, zapewne porównałaby je do Maczugi Herkulesa. Niestety jak na razie musiała się zadowolić faktem, iż te dziwaczne naturalne rzeźby kojarzą jej się z kamieniami, które zostały wykute ludzką ręką.
Krążyła pomiędzy kolumnami, nie zamierzając szybko stąd odchodzić. To, co ją otaczało było na tyle ciekawe, by Twill postanowiła pozostać tu parę chwil, by obadać ciekawsze okazy.